mala rzecz a cieszy!
Komentarze: 4
i po raz kolejny pisze o calkiem przyziemnych i zwyklych rzeczach nie dajacych do myslenia...
a jednak w zyciu nie trzeba dokonywac wyborow! a przynajmniej nie zawsze... postawilam na swoim: jutro jade na biwak - wracam w niedziele kolo poludnia - w niedziele wieczorem ide na koncert HEYa - tam spotykam conajmniej 3 wspaniale osobki :)
a jednak marzenia sie spelniaja!!! pomijajac podejscie mojego chorego psychicznie polonisty (odbiegam od tematu ale trudno) ktory uwaza ze marzenia sotycza tylko rzeczy niematerialnych a to co po prostu chcemy to HOBBY... czyli koncert HEYa i bratosz to moje hobby... nevermind! poza tym moj KOFANY PSOR uwaza rowniez ze marzenia maja jedynie indywidualisci a ci zawsze 'daza do osiagniecia niematerialnego celu w zyciu'... czyli jesli ktos nie jest indywidualista to nie ma marzen... a na dodatek szkola wg niego powinna wplywac na marzenia ludzi... indywidualistow oczywiscie... indywidualisci wrecz nalogowo ulegaja wplywa jak ogolnie wiadomo... na mojego poloniste po rpostu brak slow... zuje gume na lekcji (ok... ale) mlaszczac! wszystkich wyzywa od gejow i lesbijek (cos przeciwko?)... szczytem jednak bylo gdy kazal qmplowi 'polozyc fjuta na gazie' (taaaak... to byl cytat!)...
i szkola ma uczyc kultury...
co nie zmienia faktu ze chwilowo jestem najszczesliwsza osoba pod sloncem (z najglupszym pod sloncem facetem od polskiego) a w niedziele wieczorem bede zdychac w wycienczenia... jako ze po biwakach zawsze ledwo zyje (srednia przespanych godzinn 1 nocy wynosi kolo 2) a po koncertach kazdy wie jak jest...
Dodaj komentarz