paź 29 2002

szczescie?


Komentarze: 1

wszystko sie wali... szkola rodzice znajomi... zapominam co to jest optymizm... rosnie we mnie agresja - jestem przeciwko wszystkiemu! zatracam wlasne JA... zatracam siebie... a ludzie wokol pozwalaja mi zapomniec kim jest PRZYJACIEL... czy o to chodzi w zyciu? czy tylko ja tak mam? niby nie chce sie zmieniac ale cala moja radosc i chec zycia gdzies sie ulatnia... jak je zatrzymac? jak zatrzymac wlasna tozsamosc? jak zatrzymac przyjazn? jednej z niewielu osob na ktorych na prawde mi zalezy nie widzialam od ponad 2 tygodni i umieram z tesknoty... swiat idzie do przodu a ja stoje w miejscu czy to swiat sie zatrzymal a ja sie cofam? wiem - 'sometimes everybody cries' ale ja chyba za czesto... mam za duzo powodow... niby wiem ze 'po każdym dniu trzeba postawić kropkę, odwrócić kartkę i zacząć na nowo' ale ja tak nie umiem...  chcialabym sie zakochac... to by wszystko rozwiazalo ale nie mam w kim... a jesli mam to sie boje... jestem zwyklym przyziemnym tchorzliwym szczurem! a moze nie... a moze to swiat za duzo ode mnie oczekuje? sama nie wiem... NIC JUZ NIE WIEM... wolam o pomoc!!! do u hear me...?

safety.pin : :
01 grudnia 2002, 04:37
Hej:) Miłość niczego nie rozwiąże - a szkoda. Może tylko wszystko jeszcze bardziej skomplikować. Dlaczego?? Nie wiem, też chciałabym wiedzieć. Pozdrawiam.

Dodaj komentarz