Archiwum 19 listopada 2002


lis 19 2002 dziwny dzien...ptaki...bosa kobieta...
Komentarze: 2

to byl (jest) naprawde dziwny dzien... znaczy sie: dzien byl moze zwyczajny ale to co widzialam i to co sie dzialo ze mna pod tego wplywem... glownie te 2 rzeczy:
1 - ptaki... niby nic nadzwyczajnego... wracajac ze szkoly jak wysiadlam z autobusu i szlam na przystanek tramwajowy... na trawie po prawej stronie chodnika siedziala cala chmara ptakow... splunelam (tak... smutna prawda... glupi zwyczaj a wlasciwie to juz nawyk)... i wtedy wszystkie ptaki poderwaly sie momentalnie i zaczely krazyc nade mna... nie wiedzialam co sie dzieje i szlam dalej do tramwaju... gdy sie zatrzymalam na przystanku ptaki przefrunely na druga strone ulicy i usiadly w rownym rzedzie na dachy jakiegos swierzo pomalowanego budynku... podeszlam do barierki przy ulicy i obserwowalam je... co chwila jeden podrywal sie do gory i robil kurs - w moja strone i z powrotem na miejsce... nie wiem ile tak stalam i patrzylam ale wiem ze przejechaly chyba 2 tramwaje w ktore moglabym wsiasc... ocknelam sie w momencie w ktorym przebiegla tuz przede mna jakas dziewczyna... nie wiem ile miala lat - moze 20... miala torbe a w reku trzymala roze... przemknelo mi przez mysl ze wraca ze spotkania z chloapkiem... przemknelo mi przez mysl ze ja nie mam chlopaka... wrocilam wzrokiem na dach budynku... ptakow nie bylo... zostaly dwa... w mojej glowie splotly sie te dwa wydarzenia... szukalam w nich logiki... stwierdzilam ze ptaki sa wolne, moga leciec gdzie chca i dokad chca, nie obowiazuje ich zaden regulamin, nie musza chodzic do szloky ani pracy, nie musza sie tlumaczyc za wszystko przed rodzicami... dotarlo jednak do mnie ze miedzy ptakami nie ma czegos takiego jak przyjazn a bez tego nie wyobrazam sobie zycia... a moze jednak ptaki maja przyjaciol? moze nawiazuja przyjaznie miedzy soba albo z innymi zwierzetami a moze nawet z ludzmi...?
2 - kobieta... zwykla kobieta... widac ze szczesliwa... ganiaja sie z psem... widzialam ja z okna w kuchni: wrocilam do domu, zamienilam 2 zdania z ojcem i poszlam sie napic do kuchni... wyjrzalam przez okno... momentalnie zaczelam sie gapic na pewna kobiete... wlasciwie to jeszcze dziewczyne... bawila sie z psem smiala sie i widac bylo ze cieszy sie zyciem... jednak nie to przykulo moja uwage... zaciekawilo mnie to ze... jest bosa! brzmi to absurdalnie... wiem - jest listopad... ida swieta i bosy ludzie nie chodza po ulicach... a jadnak... byla bosa ale nie zwracala na to uwagi, zupelnie jej to nie przeszkadzalo, tak jakby bylo dla niej normalne... owszem mam problemy ze wzrokiem ale nie az takie... widze czy ktos ma buty! zastanawiajace jest rowniez ze nigdy wczesniej nie widzialam ani jej ani psa... tak: czarny plaszcz za kolana... dluga bordowa spodnica... szalik w czerwona krate... blond kitka i... brak butow!!! caly czas mam ja przed oczami... mozecie myslec ze mam jakas schizofremie czy cos innego ale naprawde ja widzialam...
a moze jednak cos ze mna nie tak?
mam ochote isc na spacer ale boje sie tego co moge zobaczyc...

safety.pin : :