Komentarze: 0
w sobote GO zobacze... poprawil mi sie humor potym smsie chociaz PIES to pies... on zrozumie...
w sobote GO zobacze... poprawil mi sie humor potym smsie chociaz PIES to pies... on zrozumie...
jednak zdarzyly sie dzisiaj przyjemne rzeczy... wreszcie kupilam spodnie (szwedy sztruksowe zielone w machesterze) i bluze (czarno czerwona polarowa z kapturem z mrowki)... :)
a tak wogole to zauwazylam na swoim blogu strasznie duzo pytan bez odpowiedzi... czy jest ich w moim zyciu az tak duzo? hmmmm...
od rzeczownika 'czlowiek' nie powienien powstac przymiotnik 'nieludzki'... nie sadzicie? a jednak MUSIAL...
dzisiaj przed szkola moja kumepla znalazla na przystanku sparazlizowanego psa... zaniosla go do domu bo nie miala kasy na weterynarza. po pol godziny miala przyjsc do niej babcia. pojechala do szkoly. opowiedziala mi wszystko... nie tylko mi... ale tylko ja (i jeszcze troche 1 laska na 15 osob) bylam tym zainteresowana. reszta nie widziala nic niedobrego w tym co sie stalo
sa dwie mozliwosci wypadkow: 1-ktos go potracil i porzucil na przystanku badz ktos inny go tam przeniosl czy nawet sam sie przeczolgal w szoku i 2-ktos go pobil i wyrzucil na przystanku... nie wiem co gorsze... rownie CIEKAWE jest to ze przeszlo kolo niego X osob i zadna sie nie zainteresowala... chociazby w tym momencie co moja kolezanka bylo na przystanku prawie 10 osob i udawaly ze GO nie widza... i jak tu mowic o NARODZIE POLSKIM? POLAKACH? RASIE LUDZKIEJ? ja nie wiem...
przez pol dnia chodzilysmy zbite nie mogac sie na niczym skupic... w koncu zadzwonilysmy do jej domu... odebrala babcia... powiedziala ze zdechl. zyl jeszcze dwie godziny po jej przyjsciu... ale to nie prawda: nie zdechl - UMARL! on przeciez tez czuje...a przynajminej czul do dzisiaj... ale umarl w domu... zawsze COS...
przypomniala mi sie reklama/billboard 'pepo. skazany na smierc przez obojetnosc'... poza tym jadac do szkoly w autobusie czytalam ksiazke (jonathan carroll 'zaslubiny patykow') i byl wlasnie fragment mowiacy o polaniu psa benzyna i podpaleniu go... FAJNA ZAWABA... smieszne... rzeczywiscie...
agatko- jesli to przeczytalas to 'zapal te cholerna swieczke'... za niego!
to byl (jest) naprawde dziwny dzien... znaczy sie: dzien byl moze zwyczajny ale to co widzialam i to co sie dzialo ze mna pod tego wplywem... glownie te 2 rzeczy:
1 - ptaki... niby nic nadzwyczajnego... wracajac ze szkoly jak wysiadlam z autobusu i szlam na przystanek tramwajowy... na trawie po prawej stronie chodnika siedziala cala chmara ptakow... splunelam (tak... smutna prawda... glupi zwyczaj a wlasciwie to juz nawyk)... i wtedy wszystkie ptaki poderwaly sie momentalnie i zaczely krazyc nade mna... nie wiedzialam co sie dzieje i szlam dalej do tramwaju... gdy sie zatrzymalam na przystanku ptaki przefrunely na druga strone ulicy i usiadly w rownym rzedzie na dachy jakiegos swierzo pomalowanego budynku... podeszlam do barierki przy ulicy i obserwowalam je... co chwila jeden podrywal sie do gory i robil kurs - w moja strone i z powrotem na miejsce... nie wiem ile tak stalam i patrzylam ale wiem ze przejechaly chyba 2 tramwaje w ktore moglabym wsiasc... ocknelam sie w momencie w ktorym przebiegla tuz przede mna jakas dziewczyna... nie wiem ile miala lat - moze 20... miala torbe a w reku trzymala roze... przemknelo mi przez mysl ze wraca ze spotkania z chloapkiem... przemknelo mi przez mysl ze ja nie mam chlopaka... wrocilam wzrokiem na dach budynku... ptakow nie bylo... zostaly dwa... w mojej glowie splotly sie te dwa wydarzenia... szukalam w nich logiki... stwierdzilam ze ptaki sa wolne, moga leciec gdzie chca i dokad chca, nie obowiazuje ich zaden regulamin, nie musza chodzic do szloky ani pracy, nie musza sie tlumaczyc za wszystko przed rodzicami... dotarlo jednak do mnie ze miedzy ptakami nie ma czegos takiego jak przyjazn a bez tego nie wyobrazam sobie zycia... a moze jednak ptaki maja przyjaciol? moze nawiazuja przyjaznie miedzy soba albo z innymi zwierzetami a moze nawet z ludzmi...?
2 - kobieta... zwykla kobieta... widac ze szczesliwa... ganiaja sie z psem... widzialam ja z okna w kuchni: wrocilam do domu, zamienilam 2 zdania z ojcem i poszlam sie napic do kuchni... wyjrzalam przez okno... momentalnie zaczelam sie gapic na pewna kobiete... wlasciwie to jeszcze dziewczyne... bawila sie z psem smiala sie i widac bylo ze cieszy sie zyciem... jednak nie to przykulo moja uwage... zaciekawilo mnie to ze... jest bosa! brzmi to absurdalnie... wiem - jest listopad... ida swieta i bosy ludzie nie chodza po ulicach... a jadnak... byla bosa ale nie zwracala na to uwagi, zupelnie jej to nie przeszkadzalo, tak jakby bylo dla niej normalne... owszem mam problemy ze wzrokiem ale nie az takie... widze czy ktos ma buty! zastanawiajace jest rowniez ze nigdy wczesniej nie widzialam ani jej ani psa... tak: czarny plaszcz za kolana... dluga bordowa spodnica... szalik w czerwona krate... blond kitka i... brak butow!!! caly czas mam ja przed oczami... mozecie myslec ze mam jakas schizofremie czy cos innego ale naprawde ja widzialam...
a moze jednak cos ze mna nie tak?
mam ochote isc na spacer ale boje sie tego co moge zobaczyc...
jush 3 raz dzisiaj pisze ale to dlatego ze przed chwila zauwazywal ze kolorki na moim blogu odzwirciedlaja nie calkiem to co mialy... zolty - mial byc optymistyczny czerwony - pesymistyczny a zielony - neutralny... tak moze i jest ale zauwazylam ze na zola sa tez rzeczy o ktorych po prostu nie mam z kim pogadac a na czerwono te o ktorych nie zawsze mam ochote pogadac z tym kogo to na prawde interesuje...
szkoda ze nie ma w moim zyciu osoby z ktora moge podac o kazdej porze dnia i nocy na kazdy temat ktory wlasnie w tym momencie jest dla mnie wazny i ze nie ma w moim zyciu osoby ktora do mnie przychodzi o kazdej porze dnia i nocy i chce rozmawiac na temat ktory wlasnie w tym momencie jest dla niej wazny... a jesli jest taka osoba to z powodow technicznych TAK sie nie dzieje...
nie uwazam sie za materialiske ale sa rzeczy dla mnie wazne a w zwiazku z ktorymi potrzebuje kasy... np taki wyjazd na sylestra... albo zimowiska... mozliwe ze bede musiala zdecydowac co jest dla mnie wazniejsze bo moge nie wyrobic z kasa a rodzice srednio maja ochote (i szczerze mozliwosci) mnie wspierac... jak mozna skolowac gotowke w wieku 15 lat? do wszystkiego (nawet glupich ulotek) trzeba miec 16 latek... przeciez nie zaczne sie puszczac!!! i co ja mam zrobic? moze mi pomoze jakis lekarz...
czym sa uczucia? jak je odroznic? ja juz nie wiem... nie umiem odroznic milosci od przyjazni... nienawisci... nie umiem tez odroznic stanu mojego ducha... nie wiem czy jestem smutna czy wesola... czy chce mi sie smiac czy plakac... moj nastroj zmienia sie z minuty na minute... wystarczy ze w zllym momencie przypomni mi sie niewlasciwy fakt... wydarzenie... czyjes slowa i juz potrafie zlapac powaznego dola... czy tylko ja mam takie problemy? czy tylko ja jestem taka? czy tylko mi wystarczy jedno wspomnienie do popsucia nastroju? czy tylko ja ja mam dola potrafie zepsuc nastroj innym? czy tylko ja potrafie przejmowac dola innych? CZY JESTEM INNA? wiem... kazdy jest inny ale nie o to mi chodzi...
chcialabym miec psa... takiego prawdziwego przyjaciela... ktory nie ma humorow, mozna mu sie zwierzyc i nie poleci z tym do nikogo... ktory zawsze umie sluchac i mimo ze nic nie powie zawsze doradzi... albo lepiej konia... tak - kon jest moim marzeniem... czasem chcialbym byc koniem... albo jakimkolwiek zwierzeciem... one nie maja takich plytkich problemow... moze jestem plytka i przyziemna...? juz sama nie wiem... NIC NIE WIEM... nie wiem co mam myslec... moze ktos mi powie?
nie ogladam nigdy roewru blazeja ale wczoraj zrobilam wyjatek... oczywiscie mialam scisle okreslony powod: byl tam reportarz o hufcu glowno (caly program byl o harcerstwie)... niestety nie moglam byc jak krecili :( bo staruszka by mnie nie zwolnila ze szkoly a to bylo we wtorek ale i tak widziec tyle znajomych twarzy w tv i slyszec to co mowia i widziec co robia - to bylo wspaniale!!! wracajac do domu zabilabym sie 5 razy ale zdazylam (ledwo co...)! pozniej gadala z qmpela na chacie roweru i przez to sie spoznilam na plastyke ale to nic...
nie do konca to romumiem ale wszystko co dotyczy glowna i ludzi stamta (szczegolnie niektorych) dziala na mnie jak kubel zimnej wody... dostaje energii sama nie wiem skad
moze juz o tym pisalam ale po ostatnim weekendzie doszlam do wniosku ze nigy i niegdzie nie smieje sie tak szesto (i szczerze) jak w glownie z TYMI ludzmi... nie wiem jak moglam zyc nie wiedziac o ich istnieniu przez 14 lat... jak moglam zyc (i przez pewiem okres czasu wysmiewac sie z) bez harcerstwa... ZHP... jeszcze poltora roku temu nie wyobrazalam sobie siebie w mundurku a teraz zajmuje honorowe miejsce w mojej szafie... szok! jak mam na sobie mundur przychodza mi do glowy najbardziej szalone pomysly... mowia ze to normalne... nie wiem rowniez dlaczego sprawia mi przyjemnosc np wykonywania czyis glupich polecen i sama nauka chociazby historii zhp... to zmienilo mnie i moje podejscie do zycia... juz nie zyje z dnia na dzien... teraz zyje od jednego do nastepnego spotkania z ludzmi z glowna!!! czasem to przylaczajace ale teraz na pewno wiem ze mimo wszystkich dolow jakie lapie przez glupia szkole i glupich ludzi rodzicow i wszelkie glupie zakazo/nazaky - ZYCIE JEST PIEKNE!!!
wiem wiem... takie slowa w moich ustach to swieto ale na prade tak mysle!!!
na prawde... nie wiem dlaczego ale przeszlo mi...
znaczy sie w dalszym ciagu zaluje wszystkiego (oprocz TYCH paru godzin) co ma zwaizek z T.W. choc z zasady nie mam zwyczaju przejmowania sie faceta ale ogolnie mam dobry humor! mimo ze jutro ide do szkoly... mimo ze nie zobacze NIKOGO przez najblizsze pewnie conajmniej 2 tygodnie... mimo ze starzy ciagle sie czegos czepiaja... mimo ze nie umiem grac na gitarze i mimo ze siostra mi zatruwa zycie... JEST DOBRZE! jutro pewnie zow bede rozpaczac ze mieszkam gdzie mieszkam i ze robie co robie ale teraz jest mi dobrze...
chcialabym potrafic byc OPTYMISTKA! na prawde sie staram ale nie potrafie... 'i'm six feet from the edge and i'm thinking'... ciekawe czy sie zatrzymam...
sama nie wiem czy mam wiecej powodow zeby sie cieszyc czy plakac...
przede wszystkim mam wyrzuty sumienia (po raz kolejny zjebalam ta sama sprawe) i chce powiedziec:
Tomek W. nadaje sie na ojca chociaz rzeczywiscie go nie znam!!! i mimo ze "mam gwaltowny charakter i jeszcze gwaltowniejszy system obronny, ktory w momencie ataku wznosi w mojej duszy mury obronne" (Jonathan carroll - Calujac Ul) to przy nim nie ufam sobie samej... BOJE SIE!
tak poza tym dziekuje WAM za to ze jestescie... tylko szkoda ze tak zadko ze mna...
dlaczego zycie musi bolec?
jeszcze wczoraj bylam najszesliwsza osoba pod sloncem bez zadnych problemow ktora tryskala energia i byla zdolna do praktycznie kazdego poswiecenia dla friend a dzisiaj sie zadreczam dwoma glupi zdaniami z wypowiedzenia ktorych jeszcze wczoraj sie cieszylam...
przyjazn to wspanialszczegolnie miedzy dziewczyna a chlopakiema rzecz!!! !!! wiedzcie ze "celem kazdej przyjazni jest dawanie drugiej osobie sily gdy tylko tego potrzebuje" a ON daje mi sile nawet kiedy jej nie potrzebuje... to wspaniale uczucie!!!